Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 sierpnia 2015

Bajki. Bajka druga:


Bajka o Elfie i Dobrym Panu.



Powiedz... Widziałeś kiedyś światło?
Nie, nie mówię tu o świetle lamp, czy nawet samego Słońca.
Mówię o tym małym, maleńkim światełku, iskierce, tutaj. W sercu każdego żywego człowieka.
Takie kruche, delikatne... Czy zdajesz sobie sprawę, jak łatwo je stłamsić? Zwyczajnym słowem. 
Jedno słowo. Słowo ma ogromną wagę. 
A zaboleć może bardziej, niż jakiekolwiek ostrze.

Każda żywa istota ma prawo do szczęścia. Zwierzę, roślina, człowiek. Każdy. A co z tymi, w których się nie wierzy? Czy oni mogą poczuć to wspaniałe uczucie, którego doznaje tak niewielu? Ich światło pozostaje niesamowicie jasne, jeśli...

    Właśnie! Dziś na targu odbywał się niezwykły pokaz! "Patrzcie państwo! Patrzcie państwo! Cóż za dziwadło!"
    Na targowisku zebrała się wielka wrzawa. Wszystkie oczy wpatrzone były w jeden punkt, główną atrakcję dzisiejszego handlu. Wszędzie szepty, wszędzie wzburzenie, niedowierzanie, zadziwienie. Jak uwierzyć w coś takiego, w coś niepodobnego, co widzieli pierwszy raz w życiu?
    W dzisiejszy dzień postanowił  wybrać się tutaj również wysoko postawiony mężczyzna. Pieniędzy mu nie brakowało, lecz cóż, próżny także nie był. Gdziekolwiek pójdziesz, drugiego takiego nie spotkasz. Ów człowiek zainteresował się tym niemałym poruszeniem, dlatego też podszedł zobaczyć towar, który tak ludźmi wstrząsał, lecz to, co zobaczył, przerosło jego najśmielsze oczekiwania.
     W dużej, zardzewiałej, ozdobnej, klatce siedziała...istotka. Długowłosa dama, bosa, skóra jej mleczna, policzki brzoskwiniowe, usta jak maliny, prosty, lekko zadarty nosek, drobna, piękna... Tylko jej oczy. Ach, te oczy! Jakże smutne one były! Jakie szkliste, choć łez brakowało na policzkach. Morski kolor przepełniony był głęboką rozpaczą, ubolewała istotka nad swym losem. Poruszyła lekko obolałymi skrzydłami, dzwoneczek w jej szpiczastym uchu zagrał na wietrze krótką, płaczliwą melodię.
    Widok ten dogłębnie poruszył Pana. Zapłacił w nadmiarze, elfa zaś z paskudnej ciasnoty wypuścił. Uciec chciała, lecz nie tak szybko! Mężczyzna ten dostrzegł promienistość damy, sam światła nie posiadał, dlatego w pięknej zastępstwa zapragnął. Okrył przerażoną swym płaszczem, przykucnął, na ostatni guzik dopiął. To nic, że za duży. Zima sroga, a jej musiało być ciepło. Na stopy nic dla niej nie miał, ale i tak zbyt bała się cokolwiek włożyć. Nieprzyzwyczajona do odzienia. Pan obdarował ją uśmiechem, za dłoń ujął pocałunek wdzięczny na niej składając, po czym zabrał ją do siebie, do sporej posiadłości, gdzie niczego jej nie powinno zabraknąć. 

Nie powinno...
Tylko powiedz, jak długo bez natury może ktokolwiek przetrwać? W utęsknieniu za wolnością? 

    Elfia panienka wiele rzeczy poznała w swym długim, niemalże dwusetletnim życiu. Uśmiech powoli wracał na jej usta, mimo, że wielu jeszcze się bała. Tyle nowych rzeczy! Nie to, co w lesie, w koczowniczym gronie, swoim domu! Wolności, która oślepiała. Hrabię pokochała przeogromnie i z wzajemnością. Jakże dbał o nią, jakże się troszczył. Języka ludzi nauczył chętnie, choć jedynie kilka słów. Nie było łatwo nauczyć czegokolwiek elfiej damy, mówiącej w języku tajemnicy, która dotąd milczała.
Ale jaki piękny głos miała, kiedy wypowiedziała imię hrabiego! Serce się krajało, chciało się wziąć, przytulić! Już nie wypuścić.
    
    O hrabim z elfem już mówiono w całym miasteczku. Zastanawiali się, co robi z dziwadłem ten bogacz. Jedni zazdrościli, inni już podejrzliwym okiem patrzyli w stronę okien rezydencji. Każdy ciekawy, dzieje nie z tej ziemi! Młodzieniec chowający w swym domu nadludzką istotę!
    Inni mówili, że to marnotrawstwo. Przeszło tyle dni minęło od kupna dziewczyny, a jak dotąd nikt nic nie wiedział. Piękność oczarowała umysł każdego. Ile by dali za to, by damę jeszcze raz ujrzeć! Wytknąć jej skrzydła, uszy. Bo zawsze największa uwaga skupia się na nieznanym. Para wszędzie już rozpoznawana była, kontrowersje ogromne zaczynała wzbudzać. "Opętała go! Co za biedny człowiek, pętlę już zacisnęła zmora wokół szyi mężczyzny..!".
    Żadnego słowa usłyszanego nie dopuścił do uszu wrażliwej piękności. Załamałaby się słysząc takie oskarżenia. Mimo, że słów nie znała, to intencje mogła już wyczuć. A okrucieństwo wielkie biło choćby z ich oczu! Nic nie obchodziły go słowa wieśniaków. Czary z miłością nie miały nic wspólnego! Już on powinien być wskazywany jako najczystsze zło. W końcu pozbawił wolności, a swój grzech dobrze znał.
    Minęło już dni... Nie liczył ile. Głowę dla kochanej mógłby stracić. Zamknięci w swojej rezydencji oferował wiecznie tańce, rozrywki, by niczego nie zabrakło przybyszce. Tańczyć mogli do samego rana, poić, karmić, wszystkim, co miał najlepsze. Świadom był mimo to, jak wielką krzywdę robi damie. Choć nic nie mówiła, choć śmiała się, bawiła... W oczach jej dostrzegał tęsknotę, lecz bał się przyznać, że łańcuchy, mimo, iż niewidoczne, to nadal bolesne zacieśniały się na jej kostkach. Czerwony łańcuch - łańcuch zazdrości mieszkańców miasteczka, gorącej miłości, niebieski łańcuch, łańcuch tęsknoty, złoty... Wiele ich było, zliczyć nie zdołał. Szczęśliwy być powinien! Ale nie do końca był. Wymuszał szczęście na nich obu. Kochał ją, nie będąc pewnym, lecz z wzajemnością!
    
    Życzliwy Pan, jednak... Pan wypuścić dziewczyny nie miał najmniejszego zamiaru. Chorobliwa to miłość była. Odciąć okno na świat, zasłonić światłu zasłony..

Mimo starań Pana, opiekuńczości, troski, dama ta w oczach słabła. Lekarzy wołał - nic nie wskórali. "Takiego dziwadła nie można leczyć po ludzku!".
Rozpaczał pan. Na cóż mu wszystkie bogactwa? Na cóż pieniądze, rozgłos? Skoro jego światło gasło? Nie wiedział co robić. Gdyby tylko...

Drobną dłoń trzymał kurczowo. Zasłabła biedaczka tańcząc w pokoju. W zielonej, pięknej sukni. Wypowiedziała cicho imię Pana, zaś jej wzrok powędrował na okno. Oczy wyraźnie wskazywały, dokąd pragną powrócić. Nie dało się żyć tutaj, do lasu musiała jak najprędzej. 
Przełamał się Pan, na rękach w pośpiechu zaniósł damę do lasu. Blada ona, wycieńczona. Położył ją pod drzewem, korona z liści tworzyła przed Słońcem lichą zasłonę. Promienie oświetliły jej skórę, długo zajęło nim odzyskała jej koloryt. Chwyciła dłoń Pana z wdzięcznym uśmiechem. Ale nie miała za co dziękować! Hrabia był zwykłym głupcem, zamykając ją w kolejnej, może i wygodniejszej, ale wciąż w klatce. Samolubny i pusty, zgorzkniały człowiek. Tylko człowiek.
To było ich pożegnanie. Elfia długowłosa piękność zamknęła swe oczy, porażone światłem, w którym sama się zakochała. Z początku słabe, ledwie widoczne. Nawet teraz tak wspaniale świeciło... Od mężczyzny tego tutaj, zapłakanego biło. Zelżał uścisk, Pan przeraził się ogromnie. Łzom nie było końca, aż zasnął biedak nad ciałem istotki.
 I wtedy stało się coś nieoczekiwanego! Nie dane było jej zginąć, wolność odzyskała, łańcuchy złamane, odeszła. Do swoich, tam, gdzie śmiertelnik wstępu nie miał. Pierwszym i ostatnim pocałunkiem przypieczętowała pożegnanie. 
Kiedy uchylił powieki, na ściółce leżał sam, jeden jedyny. Nie znając imienia tej, której wszystko gotów był poświęcić, przed którą jako jedyną serce otworzył. Wzbudzająca litość mina, ostatni raz pojawiła się na twarzy, by zaraz znów powrócić do maski codzienności. 

A o nieszczęśliwym hrabim mówiono w całym miasteczku jeszcze długo, długo...